wtorek, 1 kwietnia 2014

Dobre i polskie

Od dawna już panuje przeświadczenie, że my Polacy nie umiemy robić dobrej muzyki, ta skończyła się przecież jakieś dwadzieścia lat temu i nawet kultowe zespoły (jak Lady Pank czy Perfect) nie są już w stanie wydać czegoś na poziomie. Mamy Dody, mamy Mandaryny, ale nie mamy muzyki.
Radia zostały nawet zobligowane do grania polskiej muzyki w większej ilości. I w ogóle jej nie słychać, chyba, że między godziną 1:00 a 6:00 rano. Nie dziwne, skoro nie mają czym pieścić naszych uszu.

A jednak, ja ostatnio wróciłam do tego tematu i znalazłam kilka perełek, które powinny podbijać listy przebojów. Szkoda, że zespoły te w dalszym ciągu niszowe i ma z nimi do czynienia wąskie grono osób. Chyba czas to zmienić!

Więc mój TOP 5 w polskiej muzyce przedstawiam tutaj. Na dowód, że się da.

1. Krzysztof Zalewski- Jaśniej

Nie każdy zdaje sobie sprawę, że z tym jegomościem już miał do czynienia. Długowłosy Krzysztof w ramonesce wygrał bowiem drugą edycję "Idola". Wydał płytę i... Słuch po nim zaginął. W końcu wrócił z nowym projektem, który zachwyca różnorodnością stylów, ale też instrumentów. Zalewski nie rozstał się z ukochaną gitarą, ale polubił się bardzo z klawinetem, który króluje w "Jaśniej".
"Zelig" to dziesięć magicznych utworów, które z każdym przesłuchaniem nabierają innych barw i znaczeń. Nazwa albumu nie jest więc przypadkowa.

(Zainteresowanych odsyłam do twórczości Woody'ego Allena i jego filmu "Zelig" właśnie.)


2. Mama Selita- Na pół

Tak bardzo dziwne. Tak bardzo dobre, co rzadko się zdarza biorąc pod uwagę fakt łączenia ostrych, gitarowych brzmień i rapu. Łatwo wtedy o pastisz, a raczej żadnemu muzykowi na tym nie zależy. Mama Selita wyszli jednak z tego pojedynku cało i wcale nie przecięli tysięcy serc na pół. Wręcz przeciwnie, chce się ich słuchać w kółko. Barwne porównania i inteligentny tekst, tego na polskim rynku muzycznym brakuje.



3. Mikromusic- Takiego chłopaka

Wystarczy kilka sekund by zakochać się bez pamięci w jej głosie. Czysty, anielski, delikatny. Ludzie powinni wariować na widok Mikromusic na scenie, bo ludzie znają się na rzeczy. Dowód na to, że nie potrzeba silikonowych wypełniaczy, dwudziestu tancerzy i diamentowego mikrofonu by 'robić' muzykę na poziomie.
Też bym chciała takiego chłopaka, wariata, który by zapętlał Mikromusic na swoim odtwarzaczu.



4. The Dumplings- Słodko-słony cios

Przywracają mi wiarę w młode społeczeństwo. Ciężko uwierzyć, że mają zaledwie kilkanaście lat, są zupełnymi samoukami i za każdy dźwięk są w pełni odpowiedzialni. Swoje pierwsze utwory nagrywali w domu, bez profesjonalnego sprzętu oraz szarży producentów i dźwiękowców. A ja niedawno powiedziałam, że współcześni nastolatkowie to prawie margines społeczny.. Wstyd mi, zwracam honor!


5. Tomasz Makowiecki- Holidays in Rome

Jestem tym Panem absolutnie zauroczona. Od zawsze. I naprawdę się cieszę, że zniknął na jakiś czas ze sceny, bo wypracował wyśmienity materiał. "Moizm" to w końcu to, czego Makowiecki zawsze w sobie szukał- jego prawdziwa natura, pozornie melancholijna, a jednak nieprawdopodobnie dzika. Pełna cieni i niedopowiedzeń, co słychać w każdym dźwięku. Miałam okazję być na pierwszym koncercie promującym tę płytę, stać w pierwszym rzędzie i słuchać...
Nie ma mowy, żebym była tutaj obiektywna. Tak bardzo dobra płyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz